4Risk

Odwiedzona przez Ciebie strona internetowa korzysta z tzw. cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zamknij komunikat.

Strona główna » Aktualności » Dziecko śniegu - baśniowa powieść z Alaski

Dziecko śniegu - baśniowa powieść z Alaski

05-10-2013

Jack i Mabel zawsze pragnęli dziecka. Szukając spokoju przeprowadzają się na mroźną Alaskę i żyją z dala od ludzi. Pewnego dnia z ulepionej przez nich śnieżnej figurki znikają czapka i szalik. Na śniegu znajdują ślady dziecięcych stóp. W ich życiu pojawia się śliczna mała dziewczynka. Piękna baśniowa opowieść o pragnieniu miłości i szczęścia inspirowana starą rosyjską baśnią.

Autorka Eowyn Ivey za tę książkę otrzymała nominację do nagrody Pulitzera, nagrodę 2013 Indies Choice w kategorii powieść debiutancka, 2012 UK National Book Award w kategorii Autor Roku oraz 2013 Pacific Northwest Booksellers Award.

„Prawdziwa magia Dziecka śniegu tkwi w tym, że powieść ta nigdy nie jest tak prosta, jaką się wydaje. Kiedy zaczynasz sądzić, że wiesz, w jaką stronę się rozwinie, na pewno cię zaskoczy. Mimo smutku ciążącego nad opowieścią i niesamowitego baśniowego finału, najlepiej pamiętam sceny pełne niepohamowanej radości”.
Ron Charles, „Washington Post”

Piękna i okrutna baśń. Tak piękna i okrutna jak alaskańska przyroda, jak najpiękniejsze baśnie i legendy północy. Przejmująca opowieść o miłości, przyjaźni, tęsknocie i wielkiej nadziei. To gotowy materiał na niezwykły poetycki film.
Wiktor Zborowski

Kiedy rozmowy z wolna ucichły, a wszyscy kończyli już swoje dania, Esther spojrzała na nią
z drugiego końca stołu.
– Pamiętasz, że chciałaś mi coś powiedzieć? – zapytała. – Wtedy, zanim George wpadł do
domu.
– Och, już nie pamiętam…
– Rozmawiałyśmy o tym lisie…
Mabel poczuła nagłe zdenerwowanie.
– Faktycznie, chciałam cię o coś zapytać, ale wolałabym to zrobić później.
– Nie przejmuj się, nikt przecież nie zwraca na nas uwagi. Mów! – Esther machnęła
niecierpliwie ręką. Mabel musiała przyznać jej rację – mężczyźni pogrążeni w myśliwskich
opowieściach zupełnie je ignorowali.
– Cóż, chciałam cię zapytać, czy nie słyszałaś o jakiejś małej dziewczynce, która
mieszkałaby w pobliżu? Taka drobniutka blondyneczka.
– Dziewczynka? Niech no się tylko zastanowię. W całej dolinie żyje zaledwie kilka
rodzin. W większości domów mieszkają samotni poszukiwacze złota. Wrightowie mają parę
dziewczynek, ale obie są rude. Kręcone rude włosy i policzki jak jabłuszka. Na dodatek
osiedlili się daleko stąd. Między naszym a waszym domem znalazłoby się jeszcze parę
indiańskich obozowisk w okolicach rzeki, ale oni zwykle pojawiają się tylko latem, kiedy
łososie płyną na tarło. I oczywiście, raczej nie ma wśród nich blond dzieci. Esther zabrała się
do sprzątania naczyń. Mężczyźni przerwali na chwilę rozmowę i oddali jej sztućce, po czym
natychmiast wrócili do swoich historii.
– Pytam o to dlatego – Mabel pochyliła się do niej i ściszyła głos – że widzieliśmy tu
ostatnio jakieś dziecko. Jack obudził się w środku nocy i zobaczył dziewczynkę biegającą
pomiędzy
drzewami. Następnego dnia rano zobaczyliśmy, że z ulepionego przez nas wcześniej bałwana,
a właściwie małej śniegowej dziewuszki, została tylko kupka śniegu, zniknęły też gdzieś
rękawiczki i szalik, którymi ją ozdobiliśmy. Wiem, jak to głupio brzmi, ale wydaje mi się, że
to robota tej dziewczynki. I zupełnie mi to nie przeszkadza, sama bym jej dała te rzeczy,
gdyby ich naprawdę potrzebowała. Martwię się tylko, czy się nie zgubiła.
Pomyśl – samotne dziecko w lesie, i to na takim mrozie. Esther przestała zbierać naczynia
i spojrzała na nią z uwagą.
– Mówisz, że tu ją widziałaś? Małą blondynkę biegającą między drzewami?
– Tak. Nie wydaje ci się to dziwne?
– Jesteś pewna? Nie pomyliliście jej z jakimś zwierzęciem?
– Nie. Mam całkowitą pewność. Widzieliśmy jej ślady. Jack próbował iść za nimi, ale
zgubiły się w lesie. A potem ja też ją zobaczyłam. Kręciła się pomiędzy drzewami za naszą
stodołą.
– A to ci dopiero… Tak jak mówiłam – są w okolicy dziewczynki Wrightów, ale
mieszkają dobrych piętnaście kilometrów stąd, jak nie więcej… – Esther zamilkła i usiadła na
krześle, a potem spojrzała z delikatnym uśmiechem na Mabel siedzącą po drugiej stronie
stołu.
– Nie chciałabym, żebyś to źle odebrała, Mabel, ale do tego miejsca niełatwo się
przyzwyczaić. Długie zimy są czasem ciężkie do zniesienia. Nazywa się to tutaj „śnieżną
gorączką”. Wciąż się zamartwiasz problemami, nic ci nie pasuje i niekiedy umysł zaczyna
płatać ci figle. – Pogładziła jej dłoń leżącą na stole. – Dostrzegasz rzeczy, których się boisz
albo… bardzo pragniesz.
Mabel pozwoliła się głaskać przez chwilę, w końcu jednak cofnęła rękę.
– Nie. Nie rozumiesz. Naprawdę ją widziałam. Oboje widzieliśmy ślady, a szalik
i rękawiczki naprawdę gdzieś zniknęły.
– Może porwało je jakieś zwierzę albo wiatr? Da się to wytłumaczyć na różne sposoby.
Mężczyźni nagle zamilkli i spojrzeli na Mabel.
– To prawda. Powiedz, że ją widzieliśmy, Jack. Miała na sobie niebieski płaszczyk.
Jej mąż zaczął się wiercić na krześle, wzruszając ramionami.
– To mogło być cokolwiek – stwierdził wreszcie.
– Nie. Nie i nie. – Mabel poczuła złość. – To na pewno była dziewczynka. Sam ją
widziałeś. Podobnie jak ślady na śniegu.
– A mogłabyś nam pokazać te ślady? – zapytała Esther. – Garrett jest świetnym
tropicielem, może uda mu się coś o nich powiedzieć.
Mabel z trudem powstrzymywała się od łez i krzyków, skrupulatnie dobierała słowa.
– Już ich nie ma. Zeszłotygodniowa śnieżyca wszystko zasypała.
– Śnieżyca? Przecież nie padało od… – Esther zamilkła, zacisnąwszy nagle usta.




Copyright © 2000-2016 Kazimierz Pawłowski | kontakt | współpraca | partnerzy | reklama
design ivento - dedykowane systemy cms identyfikacja wizualna