4Risk

Odwiedzona przez Ciebie strona internetowa korzysta z tzw. cookie. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Zamknij komunikat.

Strona główna » Ziemia » Off-road

Off-road

Off-road w Turcji

Trasa wycieczki wiodła przez bezdroża gór Taurus w okolicach rzeki Dimcay, kilkanaście kilometrów od Alanyi. Pojechaliśmy kawalkadą siedmiu Land Roverów Defenderów. To proste półciężarówki, które w ekstremalnych sytuacjach można naprawiać się za pomocą młotka. Auta, które pojadą po prawie każdym terenie. Siedziałem w pierwszym jeepie prowadzonym przez szefem firmy organizującej safari. Podobno jest najlepszym kierowcą, a jego jeep ma najmocniejszy silnik. Gdy zapytałem ile koni mechanicznych ma samochód, zażartował że 3000. Nie chciał powiedzieć ile naprawdę. W każdym jeepie jechało 10-11 osób. Kierowca mówił kiedy można wstać, a kiedy trzeba zapiąć pasy.



Najlepszy był off-road, czyli jazda po bezdrożach. I to szybka! Off-road z wielkim OFF i malutkim road. Kierowcy mają do perfekcji opanowaną trasę. Mimo zapiętych pasów lataliśmy w każda stronę, a z głośników dobiegała muzyka dyskotekowa. Podczas off-roadu nie zabrakło kilku efektów specjalnych. Najpierw podjazd pod górę, który miał z 45 stopni. Kierowca rozpędził się i podjechaliśmy na około ¾ wzniesienia, a później do tyłu. Później, na ostrym zakręcie i przy dużej prędkości – nagłe hamowanie. Patrzymy przed siebie, a tam (pół metra od przednich kół) urwisko. Po drodze mieliśmy też przejazd przez rzekę. Następnie, 6 jeepów ustawiło się w rzece w dwóch równoległych rzędach, po 3. Ostatni jeep nabrał prędkości i przejechał przez środek, ochlapując pozostałe. Orzeźwiające! Późnej, zmiana ustawienia, tak żeby wszyscy byli mokrzy.



Mieliśmy kilka postojów. Pierwszy był w tureckiej wiosce. Wypiliśmy ada cay, czyli herbatę ziołową, które smakuje trochę jak połączenie szałwii z miętą. Mogliśmy też zobaczyć chatę turecką od środka. Kolejny przerwa była na gozleme, tradycyjny turecki jakby naleśnik. Przejeżdżaliśmy również koło tamy na rzece Dimcay, by potem pojechać na obiad. Jedliśmy siedząc na małych altankach unoszących się na wodzie na pustych beczkach. Zwane są czardakami. Ostatni postój był w meczecie.



Po dziennych jeepach, pewien czas później przyszła pora na nocne jeep safari. Byłem bardzo ciekaw czy historie o tym, że kierowcy jeżdżą po lesie ze zgaszonymi światłami są prawdziwe. Na początek pojechaliśmy na Kale, żeby zobaczyć zachód słońca. Tam też kierowca zrobił nam spotkanie informacyjne. Powiedział żeby nie wystawiać głowy ani kończyn z jeepa, bo można je zgubić. A że będzie ciemno, to trudno znaleźć. Później mieliśmy kolację i zaraz potem ruszyliśmy na off-road. Zjeżdżaliśmy z górek i jeździliśmy po lesie z dużą prędkością. Chwilami bez świateł. Kurzawa była taka, że później na zegarku nie mogłem dojrzeć godziny, bo tarczę pokrywała warstwa kurzu. Jeździliśmy oczywiście przy głośnej muzyce. Mieliśmy też postój w namiocie nomadów, gdzie zapaliliśmy jabłkową fajkę wodną i przebraliśmy się w tureckie stroje, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia.



Autor: Arek Braniewski / arekbraniewski.com



Copyright © 2000-2016 Kazimierz Pawłowski | kontakt | współpraca | partnerzy | reklama
design ivento - dedykowane systemy cms identyfikacja wizualna